Normalność nie jest rzeczą względną

Można się spierać, co znaczy „normalny kraj”. Różnice będą dotyczyć kwestii ustrojowych lub pomniejszych – związanych na przykład z nauczaniem religii w szkołach czy wysokości ulgi na kolejne dziecko. Zależnie od doświadczeń życiowych, światopoglądu, oczekiwań, statusu materialnego, sytuacji rodzinnej itp., ludzie skłaniać się będą ku takiej lub innej wizji roli państwa i przysługujących mu kompetencji.

Abstrahując jednak od tego rodzaju kryteriów, istnieją jeszcze negatywne wyznaczniki normalności. Wydarzenia, zachowania, ludzie sprawiający, że niezależnie od domniemanych i faktycznych różnic ideologicznych, świadomi funkcjonowania w społeczeństwie obywatele są zgodni, że pewne rzeczy są niedopuszczalne i ponad podziałami domagają się zrobienia porządku – przywrócenia powszechnie akceptowalnych standardów. Pragnienie to wynika chociażby ze zrozumienia, że jest to kluczowe, by nadal można było swobodnie spierać się w sprawach mniej istotnych.

Gdy zatem kraj taki dotknie jakaś straszna, wręcz niewyobrażalna katastrofa i jego rząd zapewnia, że „państwo zdało egzamin”, a następnie okazuje się, że nie tylko zrezygnowano z powołania międzynarodowej komisji, ale na dodatek bezczelnie kłamano w zapewnieniach o nadzorowaniu całego śledztwa oraz pojedynczych, kluczowych dnia niego czynności, obywatele odrzucają na bok wszelkie pomniejsze spory i niesnaski i przy wsparciu mediów domagają się bezwzględnego ukarania winnych tych nieprawidłowości. Nie ma „zlituj się” – lecą głowy prominentów, kolejni ministrowie i urzędnicy w najlepszym razie składają dymisje. Taka reakcja jest bowiem czymś naturalnym i dowodzącym, że społeczństwo jest zdrowe, zdolne do samooczyszczenia, że po prostu ma instynkt samozachowawczy.

Przekładając to teraz na posmoleńską Polskę AD 2012, gdzie przyłapana na kłamstwach władza ma się świetnie; usprawiedliwianiem jej zajmują wpływowi dziennikarze i pomniejsi klakierzy; zobojętniona tłuszcza ryczy, że jest zmęczona tym wszystkim i wyżywa się na opozycji, należy raczej porzucić nadzieję – diagnoza nie pozostawia zbyt wiele wątpliwości: Jesteśmy krajem dzikim. Bananowym bantustanem głupców dobrowolnie (choć przy trudnym do ustalenia udziale świadomości) zrzekających się  przywilejów wolnych obywateli republiki.


About this entry